,,Zrabowane miasto''
Grabież Legnicy w latach 1945-1947
Historia Legnicy wiąże się nierozerwalnie z dziejami III Rzeszy i ZSSR.Na próżno byłoby szukać lepszego przykładu tak śmiertelnie intymnych splotów i uwikłań dwóch zbrodniczych totalitaryzmów.Odcisnęły one
niezatarte piętno na historii miasta,ze skutkami widocznymi do dnia dzisiejszego.
Podczas okresu nazistowskiego Legnica stała się miastem garnizonowym.Wybudowano sześć nowoczesnych kompleksów koszarowych oraz lotnisko wojskowe.Narodowi socjaliści stworzyli także autostradę łączące Breslau(Wrocław) z Berlinem.W Lasku Żłotoryjskim powstał szpital będący jednym z najnowocześniejszych w ówczesnych Niemczech.Na ulicy Grabskiego (Bitschenstraße)
zbudowano monumentalny Haus der Wehrmacht,bedący siedzibą dowództwa 18.Dywizji Piechoty.W lutym 1945 wszystkie te budynki zostały zajęte przez Armią Czerwoną (wyjątek stanowi jeden kompleks wojskowy przekazany KBW).Sowieci przejęli także wszystkie szpitale,zakłady dla głuchoniemych i upośledzonych umysłowo,dwa budynki służace opiece społecznej ,pieć szkoł podstawowych i średnich, dziesiątki budynków użyteczności publicznej(teatr,Stary Ratusz,gmach sądu z więzieniem,Akademię Rycerską) oraz ponad 470 budynków mieszkalnych.Przez pewien okres Legnica była tymczasową siedzibę wojewody dolnośląskiego oraz większości urzędów wojewódzkich.. W lipcu 1945 r. wybrana została na siedzibę Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej. Sowiecki marszałek Rokossowski zażądał przeniesienia wszystkich urzędów oraz ludności polskiej do wydzielonej dzielnicy na przedmieściach.
Na przeprowadzkę dano 24 godziny, raport Wojewódzkiego UB donosił: "Przesiedlenie to przypominało pewne momenty z okresu okupacji niemieckiej, a stosowane do ludności żydowskiej przy wysiedleniach względnie organizowaniach getta". Władze sowieckie brutalnie zajmowały mieszkania, pozwalano zabrać tylko bagaż podręczny. Kilka tysięcy ludzi koczowało pod gołym niebem.
Wypadki legnickie spowodowały dużą falę ucieczek osadników z ziem zachodnich, a plotka krążąca po całym kraju wyolbrzymiła je do rozmiarów rzezi ludności polskiej przez Sowietów. Kiedy na jesieni pozwolono na ponowne zasiedlanie miasta przez Polaków, większość obiektów użyteczności publicznej była zajęta przez wojskowe władze sowieckie. Do końca lat czterdziestych w zarządzie radzieckim pozostawał park miejski, a ludność polska za wstęp do niego musiała płacić. Do swojej wyłącznej dyspozycji wojska radzieckie przejęły około 1200 różnych obiektów,co stanowiło około 30% przedwojennej zabudowy miasta.Na ogólną powierzchnię 56 km²-Rosjanie zajęli 17 km². Polacy mogli tam wejść tylko za okazaniem specjalnej przepustki; była ona z reguły dostępna jedynie dla przedstawicieli władz. Obszar radziecki był ściśle izolowany od reszty miasta i miał w pełni rozwiniętą autonomiczną infrastrukturę, obejmującą odrębną sieć elektryczną, sklepy, restauracje, przedszkola oraz miejsca rozrywki, a także stację radiową i telewizyjną.Na przejęcie większości tych obiektów administracji polskiej przyszło czekać prawie pół wieku.
Praca niniejsza jest próba uzupełnienia luki we współczesnej legnickiej historiografii.Prowadzona po wojnie stalinowska polityka demontaży urządzeń przemysłowych i infrastruktury na terenach Polski i Niemiec nie ominęła również Legnicy. Majątek będący owocem pracy pokoleń został wyrwany Legnicy pod pozorem
reparacji wojennych ZSSR.Łupem Armii Czerwonej padły fabryki,zakłady
przemysłowe,magazyny,spichlerze,przedsiębiorstwa miejskie.Czerwonoarmiści plądrowali szpitale,muzea,biblioteki,majątki ziemskie a także domy i mieszkania. Do tego dochodziły umyślne zniszczenia -podpalano całe kwartały zabudowy mieszkalnej.Grasujące pijane grupy wojskowe wzniecały pożary nie tylko przypadkowo, lecz także po zrabowaniu cenniejszych rzeczy celowo oblewały budynki benzyną i podpalały. Żołnierze Armii Czerwonej podpalili zamek, szereg budynków w śródmieściu, a także muzeum i dawne seminarium duchowne jezuitów.Powstałych w ten sposób szkód nie da się już dziś dokładnie oszacować.W okresie PRL-u zniszczenia owe przypisywano działaniom wojennym.
Zarówno żołnierze jak i oficerowie masowo grabili dobra luksusowe i artykuły codziennego użytku.
Niewątpliwie największym problemem w pierwszych latach powojennych na Dolnym Śląsku był stan bezpieczeństwa, a właściwie jego brak Masowym zjawiskiem były morderstwa i rabunki ludności cywilnej.Problem ten nie dotyczył jednak tylko ludności niemieckiej.Jak wspomina legnicki pionier Modest Stelmach:
,,poważnym problemem była sprawa bezpieczeństwa,szczególnie w nocy,gdyż grasowały wtedy po mieście bandy uzbrojonych rabusiów,składające się przeważnie z maruderów Rosjan,a także z Polaków,udających Rosjan.Gdy tylko nastał zmrok,słychać było strzelaninę oraz krzyki ,,ratunku'',,,hilfe''.Strzelaniny wybuchały zresztą i w dzień.''
Ówczesny prezydent Legnicy Karol Myrek pisał w sierpniu 1945:
,,Stosunek ludności polskiej do Armii Czerwonej jest kompletnie negatywany.Ludność jest podrażniona stałymi i to nawet w biały dzień gwałtami,napadami rabunkami na stałych mieszkańców Lignicy jak i na przybywających z głębi kraju oraz powracających z Zachodu''
Lista obiektów poddanych szabrowi lub dewastacji (bądź ich próbom)
Zakłady miejskie
1)Gazownia Miejska (Städtische Gaswerk Liegnitz)- W 1945 gazownia została zajęta przez wojska radzieckie, przekazanie stronie polskie nastąpiło w styczniu 1947.Brak danych autora o demontażach bądź skali dewastacji.
2) Zakłady Energetyczne (Electritäts-Werke Liegnitz).Sowieci zdemontowali dwa spośród trzech generatorów(pozostał najmniejszy.Zdewastowane zakłady przekazano administracji polskiej w 1947 roku.
3) Wodociągi Miejskie w Legnicy (Die Städtischen Wasserwerke Liegnitz).W 1945 zajęte przez wojska radzieckie,przekazane stronie polskiej 1 kwietnia 1947. Brak danych autora o demontażach bądź skali dewastacji.
4) Rzeźnia Miejska w Legnicy (Der Städtische Schlachthof Liegnitz).Zajęta w 1945 przez Armię Czerwoną.
Data przekazania obiektów stronie polskiej nieznana autorowi.Brak danych autora o skali ewentualnych demontaży.
Szpitale
Większość żołnierzy radzieckich trafiało do Legnicy z ranami frontowymi bądź cierpiąc na wskutek wojennych dolegliwości.Istnieje jednak również pewien istotny aspekt-choroby weneryczne.Szacuje się,ze czerwonoarmisci podczas wojny zgwałcili około 2 mln niemieckich kobiet.Niemożliwe jest dziś ustalenie w jakim stopniu proceder ten dotknęł niemieckich legniczan.
Armia Czerwona zajęła od razu wszystkie poniemieckie szpitale. Na przykład przy ul. Jaworzyńskiej mieścił się radziecki szpital weneryczny. Polscy urzędnicy dokonujący oceny zniszczeń nie mieli tam wstępu. Podobnie działo się z placówką przy pl. Klasztornym (obecnie gmach I LO). Oba obiekty zdaniem polskiej administracji nie były zniszczone,konieczne były tam tylko drobne naprawy. Dopiero na początku
stycznia 1947 roku dyrekcja I Miejskiego Szpitala szykowała się do przejęcia od Rosjan budynku przy Jaworzyńskiej. Gmach musiał być potem dostosowany do wymagań szpitala ginekologiczno-
-położniczego. Dlatego polskie władze musiały lokować placówki służby zdrowia
w budynkach, które się do tego nie nadawały – tak oceniał sytuację Janusz Kertyński, pierwszy kierownik Referatu Zdrowia Publicznego Zarządu Miejskiego w Legnicy, który przyjechał do miasta
już 4 maja. W lutym 1945 roku Rosjanie zajęli prywatną klinikę ginekologiczną
i urządzili tam szpital dla rannych żołnierzy. Przed wojną właścicielem był dr Schädel, mieszkał w willi przy dawnej ul. Łukasińskiego (obecnie siedziba Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej). Wówczas klinika należała do jednej z najbardziej renomowanych placówek tego typu. Brakowało środków opatrunkowych, dlatego Rosjanie zabrali ze wszystkich okolicznych kamienic białą pościel. Podarta w długie pasy służyła jako bandaże. DodatkowoRosjanie zgromadzili na pobliskim podwórku niemal wszystkie kotły z pralni znajdujących się w piwnicach kamienic przy ul. H. Sawickiej i Reymonta, ustawili je na cegłach na podwórku za kliniką i gotowali w nich bandaże, potem ok. 50 praczek Niemek przy pomocy tarek i szczotek prało zakrwawione bandaże, następnie były suszone, prasowane i ponownie używane do opatrywania ran.
Obiekty sakralne
Gehenna, jaką przeżyło miasto po wkroczeniu Armii Radzieckiej nie oszczędziła także kościołów legnickich, zwłaszcza katolickich(z racji bogatszego wyposażenia niż protestanckie świątynie). Słynne inicjowane przez czerwonoarmistów podpalania, nazywane przez legniczan Freudenfeuer /ogniowe wiwaty/, dotknęły także kościoły.
1) Kościół Świętej Trójcy ((Dreifaltigkeitskirche)
Ocalony przed spaleniem bądź całkowitą dewastacją przez ówczesnego proboszcza ks. Johannesa Smacznego.Duchowny ten na terenie tzw. Zakaczawia sprawował zaraz po wojnie opiekę duszpasterską nie tylko nad katolikami niemieckimi, ale również nad coraz liczniej przybywającymi do miasta Polakami.
2) Kościół św. Jana Chrzciciela (Johanneskirche)
Uratowany przed spaleniem przez grupę francuskich robotników przymusowych.Ugasili oni pożar podłożony przez żołnierzy radzieckich na parterze i drugim piętrze budynków poklasztornych,przylegających bezpośrednio do kościoła.
Obiekty kulturalne
1.Akademia Rycerska(Ritterakademie).
Rosjanie zajęli Akademię Rycerską (wraz z bogatym wyposażeniem) i urządzili w jej wnętrzach magazyn żywności oraz zakłady szewskie i krawieckie.Intensywna eksploatacja i brak prac remontowych doprowadziły do dewastacji budynku. Gdy w 1978 roku gmach akademii przejęły władze polskie, okazało się, że część stropów została przebita, dziury służyły za wychodki - w pomieszczeniach niżej przez lata gromadziły się niesprzątane fekalia.
2.Teatr Miejski (Stadttheater).
Szaber wyposażenia tak wspomina Hans Joachim Henske:
,,Budynek został bezsensownie zdemolowany czym niewątpliwie miała armia radziecka.Siedzenia,oświetlenia,kurtyny,kostiumy,rekwizyty,wszystko co nie było trwale przytwierdzone,łącznie z kurtyną,wyniesiono i wywieziono.Z początkiem roku 1946,który był dla Rosjan ,,rokiem kultury'',komendantura zdecydowała się na nowo uruchomić i prowadzić teatr pod radzieckim kierownictwem.Stan,w jakim znajdowały się wszystkie pomieszczenia,włączywszy scenę,mógł ocenić tylko ten,kto brał udział w owym czyszczeniu i naprawie.Całymi dniami ciężarówki odwoziły połamane części mebli,pogruchotane sprzęty i stosy papieru,zanim w ogóle można było rozpocząć właściwe prace przy wyposażeniu.Całą statystyka urzędu miasta leżała rozrzucona po pokojach''
3. Muzeum Dolnośląskie (Das Niederschlesische Museum)
W 1945 roku po wkroczeniu do Legnicy oddziałów Armii Czerwonej budynek muzeum wraz z magazynami i wyposażeniem kompletnie spłonął, a jego zbiory uległy całkowitemu zniszczeniu, dewastacji lub rozproszeniu.
Obiekty przemysłowe
1) Fabryka maszyn Seilera (Seilers Maschinenfabrik). W latach trzydziestych XX wieku firma reklamowała się jako się jako największa w Niemczech fabryka magli.Po zakończeniu II wojny światowej została doszczętnie zniszczona przez żołnierzy Armii Czerwonej.
2) Browar komunalny(Brau-Commune Liegnitz).Składał się z budynków gorzelni oraz budynku magazynowego i biurowego.Po zakończeniu działań wojennych został poważnie zniszczony.
3) Fabryka Telefunken na Bahnhofstrasse (Dawne zakłady dziewiarskie Milana).W okresie wojny Niemcy produkowali tam lampy radiowe dla potrzeb wojska.Jak wspomina Z.Niebudek:
,,nie udało się obronić przed wywozem do ZSRR urządzeń z fabryki osprzętu i lamp radiowych przy ulicy Dworcowej''
Infrastruktura kolejowa
1)Dworzec(Bahnhof).Przekazany administracji polskiej 14 sierpnia 1945.
Po 08.07.1945 roku Rosjanie zdemontowali jeden(z dwóch istniejących) tor na odcinku Legnica - Jaworzyna Śląska oraz w bliżej nieokreślonym czasie tor(również jeden z dwóch) linii Kamieniec Ząbkowicki-Legnica-Gubin.
Warsztaty
W Legnicy 9 czerwca 1945 było 500 warsztatów.Około 300 znajdowało się w rękach Armii Czerwonej,co stanowi 60% całości ogólnej..Duża część warsztatów zajęta przez stronę polską była wcześniej zdewastowa- na bądż rozszabrowana przez żołnierzy sowieckich.
Obiekty użyteczności publicznej
1)Poczta Główna(Hauptpostamt).Przekazana administracji polskiej w marcu 1947.Brak danych autora o skali dewastacji.
Koszary i magazyny wojskowe
Tak wspomina H.Kudoweh:
,,Legnica była miastem garnizonowym,z ponad 10 jednostkami koszarowymi,przez co stanowiła obfity punkt zaopatrzeniowy(dla Armii Czerownej-przyp.autora).Oznacza to ,że mieściły się tam olbrzymie zapasy żywności.Już same rezerwy masła,kiełbasy i mąki były ogromne!A przede wszystkim kilka milionów litrów
spirytusu.
Z relacji E.Honiga:
,,Jęsli popatrzeć na Liegnitz z maja 1945 roku,to widać przede wszystkim dużą liczbę zrabowanych domów i pustych stajni''
Obiekty zabytkowe
1)Zamek Piastowski(Piastenschloss). Jeden z najstarszych zamków znajdujących się na terenie Polski.W lutym 1945 roku, zamek uległ pożarowi i zniszczeniu.Do dnia dzisiejszego nie jest wiadome czy pożar został spowodowany działaniami wojennym czy też został spalony w akcie wandalizmu Armii Czerwonej.
Jak wspomina Friedrich Mann
,,Zerknąłem na ulicę przez okienko w dachu:miasto rozświetlał potęzny pożar.Jasnym płomieniem palił się piękny Zamek Piastowki(Mann opisuje wydarzenia z 9 lutego 1945-przyp.autora)
2)Brama Chojnowska(Haynauer Torturm).Spalona po zakończeniu działań wojennych najprawdopodobniej przez żołnierzy sowieckich.
Inne
1)Restauracja Wzgórze Zwycięstwa(.Siegeshöhe)- Goldberger Straβe 27 (ul. Złotoryjska)Spalona bądź całkowicie zdewastowana przez żołnierzy armii sowieckiej.
2) Sklep obuwniczy Herberta Fiebacha na Frauenstraße 1 (ul. NM Panny)Reklamujący się w latach 30-tych jako największy sklep obuwniczy w Legnicy.Spalony przez żołnierzy sowieckich(według relacji Friedricha Manna).
3)Sklep Purschkego na Wilhelmplatz(pl.Wilsona) według relacji E.Honiga:
zapalił się przy plądrowaniu,z głośnych hukiem pękały zmagazynowane w piwnicy worki z kawą i kakao.
Rosjanie rzucali się na obfite zapasy w sklepach ze spirytualiami i składach piwnicznych.
4)Wydawnictwo H. Krumbhaara-jedno z największych wydawnictw na Śląsku. Późnym wieczorem 4 sierpnia 1945 roku zakład, splądrowany i opuszczony padł ofiarą płomieni.Demontaż maszyn drukarskich
i spalenie zakładu jest dziełem Armii Czerwonej.
5)Cmentarz(Friedhof).Według relacji jednego z pierwszych polskich osadników żołnierze sowieccy
rozbijali niemieckie grobowce w poszukiwaniu złota i kosztowności.Nie dziwi to autora-działania tego typu są specyficzne dla żołnierzy Armii Czerwonej na tzw,,Ziemiach Odzyskanych''
Relacje świadków
1)Dr Franciszek Zywert w swojej książce „Kwiaty wspomnień”, tak pisze o tym czasie: „Legnica, do której trafiłem wraz z grupą polskich emigrantów ze Wschodu, była zagrodzona ze wszystkich stron zaporami, przy których stały w gotowości bojowej posterunki kontrolne. W mieście było pełno wojska radzieckiego. Powiedziano nam, że nie ma tam jeszcze możliwości osiedlenia się, a być może nigdy nie będzie. Urzędowały w niej jakieś namiastki polskich władz, ale wszystkim zarządzała armia radziecka. Zajęła ona całą część zachodnią miasta, wszystkie urzędy i większość domów mieszkalnych. W szkołach i gmachach publicznych urządzono szpitale, do których zwożono rannych z okolicznych frontów. Lżej rannych i obsługę administracyjno-gospodarczą kwaterowano w domach mieszkalnych.Ulubionym zajęciem lżej rannych było włóczenie się po mieście, szabrowanie wszystkiego, co im się spodobało i niszczenie „pogermańskiego” mienia. Nieliczni Polacy, którzy odważyli się tam zamieszkać, musieli liczyć się z tym, że któregoś dnia zastaną rozbite drzwi, czy okna i splądrowane zostanie ich mieszkanie. - Bo to właśnie oni, żołnierze radzieccy są wyzwolicielami tych ziem i wszystko im wolno. A to co ich otacza, jest germańsko-faszystowskie i należy to spalić i zniszczyć.”
2)Z kolei ,,nielegalną'' wizytę w willi na Tarninowie wspomina Pani M. Magdalena Starzycka:
Ogrom bestialskiego zniszczenia zdumiewał. Nie rozumiałam, kto to zrobił i dlaczego. Zniszczenia wojenne oglądałam w Warszawie, Wrocławiu, ale to były skutki bombowego ataku, a tu? Ściany stały w całości, ale wszystko zostało zdewastowane, wyrwane ze ścian, deptaliśmy po morzu śmieci i gruzu. Dom był elegancki z podłogami z marmuru, szyby wybite, gniazdka wyrwane. Drzwi nieobecne, wyrwane, pozostały uszkodzone framugi. Dlaczego? Po co? Nikt na te pytania nie umiał odpowiedzieć i chyba nie próbowałam ich zadawać. Zresztą wiele takich dewastacji widziałam w domu, w którym zamieszkaliśmy. Dziś wiem, że nawet brama, której było brak, pojechała na wschód, jako złom. Poznaję skutek pewnych działań, a ogrom trwającej wówczas niełatwej i niewidocznej walki pomiędzy cywilnymi polskimi władzami Legnicy a wojskiem radzieckim, zresztą z góry przegranej, toczył się w tajemnicy.Miasto było ogołocone ze wszystkiego, co można było wyrwać i wywieźć.Trwałą walka o każdy budynek, a jeśli oddany, to kompletnie zdewastowany i nienadający się do eksploatacji.
3)Pełnomocnik Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, który lustrował Legnicę wiosną 1945 roku, informował Warszawę, że domy były rozbite, a mieszkania rozszabrowane. Opróżniano je z dywanów, mebli, instrumentów muzycznych, zegarów. To wszystko wywożono na stację. Czego nie udało się wywieźć, po prostu niszczono. Rosjanie szukający "skarbów", demolowali i rozbijali ściany mieszkań, które często podpalali. Także z okazji 1 i 9 maja, kiedy to w mieście zapłonęło 300 ,,pochodni zwycięstwa".Do zniszczeń przyczyniali się też polscy szabrownicy.
4)Jan Kurdwanowski wspomina:
Poszukiwanie żywności było koniecznością życiową coraz rzadziej uwieńczoną mizernym sukcesem. Za to szaber obfitował w niezapomniane przeżycia. To bogactwo - którego można było brać, ile się chciało, ale które miało wartość przysłowiowych diamentów na pustyni - wielu ludziom odbierało rozum. Podczas gdy ja i starachowiczanin już po dwóch czy trzech dniach wprowadziliśmy się na Raupachstrasse 33, większość pionierów, oszołomiona i oślepiona nieograniczonymi możliwościami, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca
zamieszkania. Nawet ja, choć z doktorskiej rodziny, chwilami traciłem zdrowy rozsądek na widok tych nagromadzonych przez wieki dóbr, a co dopiero ci biedacy z suteren i lepianek, którzy w życiu niewiele
zaznali poza ciężką pracą i marnym zarobkiem. Ci „bezdomni" sypiali obok stołówki, a dniem chodzili, zwykle po kilku, od willi do willi, nie mogąc podjąć decyzji. Temu nie odpowiadało, że weranda wychodziła na północ; tamtemu, że fortepian był w nieodpowiednim kolorze; okna to za duże, to za małe; żyrandol nie przypadł do gustu; nie takie meble. Czasem dwaj kumple chcieli zamieszkać obok siebie. Jednemu
podobała się willa, drugi nie mógł znaleźć odpowiedniej w pobliżu, więc obaj szli dalej. Nasłuchałem się tych smutnych opowieści przy wieczornej miętówce. Zachodzili ci „bezdomni" do stołówki po
całodziennych poszukiwaniach, utrudzeni, mając w nogach wiele kilometrów i pięter, w stanie pogłębiającej się frustracji. Byli i tacy, którzy znaleźli wymarzony dom, wprowadzili się, a potem znaleźli jeszcze bardziej wymarzony. A było w czym wybierać. W Lignicy mieszkało wielu emerytów, ludzi zamożnych, oficerów,
przemysłowców. Do skromniejszych dzielnic nikt nie zachodził.Szabrem mienia porzuconego zajmowali się chyba wszyscy,nie porzuconego nie było. Typowy szabrownik, z pustym workiem przerzuconym przez plecy, ruszał w drogę po porannej miętówce. Szedł od domu do domu wypatrując najwartościowszych i najlżejszych przedmiotów. Tym wymaganiom najlepiej odpowiadały dwa towary, czółenka do maszyn do szycia i skóra. Potem dopiero szły kryształy, srebro stołowe i cokolwiek, co wyglądało na srebro. Nawidok fotela obciągniętego skórą, szabrownik sięgał po nóż, wycinał połeć skóry i wrzucał do worka. Wydawać by się mogło, że gdy worek wypełnił się, szabrownik powinien wrócić do domu. Wcale nie. Szedł dalej pomimo ciężaru na plecach z nadzieją, że trafi na coś jeszcze lepszego. I trafiał. Skóra na innym fotelu prezentowała się bardziej okazale, więc wycinał nowy połeć, wyrzucał poprzedni. I tak pełny worek zmieniał powoli swą zawartość. Nigdy nie spotkałem tylu osób opukujących ściany w poszukiwaniu ukrytych skarbów. Czasem pruli podejrzane kanapy, materace, pierzyny. Ja sam nabrałem znacznej wprawy w opukiwaniu po prostu z ciekawości, nie wierząc, że cokolwiek znajdę. Sądzę, że ten staż przydał mi się w późniejszych studiach lekarskich.Widywało się ludzkie ekskrementy w najbardziej nietypowych miejscach. Pośrodku łóżka na poduszce, w damskich kapeluszach, w cylindrach, w kryształowych wazonach. Bardziej cywilizowani wypróżniali się na podłogę. Wody na piętrach nie było, zaledwie sączyła się w piwnicach, więc chodzenie do ubikacji częściowo mijało się z celem. Wydawało mi się to i obrzydliwe, i zabawne. Raz kręcąc się po mniej eleganckiej dzielnicy wszedłem do fabryki. Przez chwilę zdawało mi się, że odkryłem żyłę złota. Szeregami, jak żołnierze na musztrze, stały maszyny do szycia.Rozczarowanie przyszło szybko. Były to elektryczne przędzalki, czy coś w tym rodzaju, a ich duże czółenka nie pasowały do singerowskich maszyn. W bezludnym mieście powinno być obojętne, czy się spało przy otwartych, czy przy zamkniętych drzwiach wejściowych.Przyzwyczajenie jednak sprawiało, że nie tylko je zamykałem, ale barykadowałem kilkoma krzesłami ustawionymi jedno na drugim, a pod poduszkę na wszelki wypadek kładłem żelazny pręt. Wychodząc zatrzaskiwałem drzwi mieszkania. Wracając otwierałem je śrubokrętem lub nożem, uprzednio poluzowawszy w tym celu listwę przy zamku. Zamknięte drzwi naturalnie pobudzały ciekawość. Zdarzało się, gdy już przybyło ludności, że ktoś usiłował je wyważyć. Próby włamania ustawały natychmiast, jak tylko się odezwałem. Czasem byli to nasi, czasem Rosjanie-rekonwalescenci. Raz na dźwięk mego głosu, dwaj żołnierze w szpitalnym odzieniu zjeżdżali po schodach, aż dudniło. Z balkonu widziałem, jak w pośpiechu wypadli na ulicę. Właściwie nie musiało się spać w tym samym domu każdej nocy. Nic nie stało na przeszkodzie codziennej zmianie adresu, czyli powrotu do życia koczowniczego. Co za różnica czy w tym, czy w tamtym łóżku. Zabarykadować drzwi krzesłami, pręt pod poduszką, i człowiek czuł się jak u siebie w domu. Trudno opisać uczucia i myśli, których doznawałem plądrując dziesiątki czy setki mieszkań. Pokoje dziecinne z maleńkimi łóżkami, rozrzucone zabawki, rodzinne fotografie, mundury i ordery, niektóre z ubiegłego, a może i ubiegłych stuleci. Żelazne krzyże za tę i poprzednie wojny, schowane w szufladach i starannie owinięte. Wybierałem się na szaber nie bardzo wiedząc, co brać poza czółenkami maszyn do szycia. Zebrałem ich z dziesięć. Mówiono, że w Polsce zrobi się grube pieniądze, sprzedając je na czarnym rynku. Można było sobie wyobrazić frustracje przyszłych właścicieli maszyn do szycia zamieszkałych w Lignicy, zmuszonych jechać do Kielc, Starachowic i Ostrowca w poszukiwaniu czółenek. Szlifowane kryształy, mieniące się wszelkimi kolorami, zrazu najbardziej przyciągały uwagę. Tyle ich jednak było, że człowiek szybko się z nimi oswoił i już tak nie czarowały. Obrazy - można je było wyjąć z ram, zwinąć w rulon i do worka. Odcyfrowywałem podpisy malarzy z nadzieją, że odnajdę jakieś znane nazwisko. Coś słyszałem o sławnej porcelanie meissenowskiej. Niestety, nie potrafiłem odróżnić jej od zwykłego fajansu. Zresztą i tak by nie przetrzymała podróży w worku. Gromadzenie wartościowych przedmiotów w mieszkaniu nie wiele miało sensu. Przecież ktoś się mógł włamać i zabrać je w czasie, gdy ja sam szabrowałem gdzie indziej. Czasem w centrum miasta widziało się rekonwalescentów. Spacerowali zwykle grupami, co najmniej po dwóch. Oficjalnie w stroju szpitalnym - zwykle w białej koszuli i takich że kalesonach. Niekiedy dla zgrywy przywdziewali części cywilnej garderoby. Głowy ozdabiali cylindrami, melonikami, czapkami studenckich korporacji, tyrolskimi kapelusikami z piórkiem; na nogach bambosze z
pomponami. Podobnie jak my przeszukiwali domy. Z wysokich pięter dla rozrywki wyrzucali przedmioty zbytku: klosze, kryształowe wazony, fajansowe nocniki, które uderzając o asfalt pryskały odłamkami. Leciały krzesła, fotele i co popadło. A gdy wypchnęli z balkonu stary klawikord, jaki to dźwięk ostatni wydał on w zetknięciu z ziemią! Z nadejściem wiosny puste miasto nabrało kolorów życia. Gałęzie pokryły się liśćmi, trawniki pozieleniały. Frontu już nie było słychać. Wkrótce Berlin padł, a Trzecia Rzesza przeszła do historii. Pojawiły się całe zespoły kobiet, które metodycznie przeczesywały dom za domem, zbierając łyżki, noże, widelce. Czasem przy pracy śpiewały chórem swe zawodzące pieśni... o kwitnących jabłoniach i gruszach, o samotnej Katiuszy na brzegu rzeki spowitej mgłą, o kulach świszczących po stepie pod gwiaździstym niebem, o smutku i tęsknocie. Słowa i melodia niosły się pustymi ulicami.
Przypomniało mi się lato spędzone na Białorusi, kobiety przy żniwach też tak śpiewały. Poczułem się zagrożony jako właściciel mieszkania i ukryłem srebro stołowe. Tu i ówdzie podjeżdżały wojskowe ciężarówki, na które ładowano meble. Nowe grupy pionierów zaczęły zjeżdżać do Lignicy. Zrobiło się
ludniej, choć jeszcze nie ciasno. Zaroiło się od cywilów, głównie Polaków i Rosjan powracających tam, skąd ich zabrano. Polacy wędrowali na własną rękę, Rosjanie grupowo. Gdy wehrmacht cofał się, odwrót wojska poprzedzały ogromne stada krów pędzone przez żołnierzy na zachód; od Wołgi, od Dniepru, od Wisły do Reichu. Teraz Rosjanie pędzili stada w kierunku Wołgi. Polacy nie wracali z niewoli z pustymi rękami. Wielkie platformy meblowe zaprzężone w konie sunęły ulicami Lignicy, a na nich maszyny do szycia, rowery, motocykle, pierzyny... Mercedesy,dekawki a obok nich zwykłe chłopskie furmanki wypchane mizerną zdobyczą. Widziało się i samochody ciągnione na wschód przez konie. Maruderzy w mundurach rabowali podróżujących. Jakiś Polak jechał z dwoma kobietami, jedna z nich była jego żoną czy siostrą.
Nie tylko zabrali mu cały samochód z bagażem, ale i obydwie kobiety. Nie wiedział do kogo zwrócić się w tej sprawie. Każdego dnia słupy dymu wznosiły się ku niebu. Coraz więcej kamienic płonęło. Nikt się tym nie przejmował - tyle ich było. Przeważała opinia, że to szabrownicy przez nieostrożność lub celowo zniecali pożary, bądź też że to Rosjanie rekonwalescenci i cywile. Jeśli ktoś miał żyłkę podpalacza, mógł się wyżyć. Władze zaczęły się organizować. Burmistrzem mianowano łysego czterdziestolatka, wyglądem i sposobem mówienia przypominającego Gomułkę. Wkrótce okazał się on niegodny piastowanego stanowiska. Już po moim wyjeździe z Lignicy aresztowano go za szabrownictwo na wielką skalę. Rządowymi ciężarówkami wywoził mienie poniemieckie do centralnej Polski,
gdzie je spieniężał.
Epilog
Skład,druk ,rada redakcyjna,prawa autorskie i tym podobne bzdury-Kosa.Opracowano w dniu 20.06.2013.
To nie jest dobra praca,mam tego pełną świadomość.Na pisanie lepszych nie mam jednak czasu ani ochoty(nie mówiąc o pieniądzach).Jak znajdę chwilę napiszę część drugą.Jest wiele rzeczy zarysowanych bardzo pobieżnie.Nie ma bibliografii,szerszego zarysowania legnickiego przemysłu,przymusowego przesiedlenia ludności niemieckiej w miesiącach marzec-maj 1945 i grabieży przez Sowietów opuszczonych mieszkań itp.Muszę się kiedyś przejść do archiwum i uzupełnić pracę.Może kiedyś...
Podziękowania dla:
Ś.P.Pana Tadeusza Gumińskiego-za tytaniczne zasługi dla historii Legnicy
Profesora Bogdana Musiała-genialnego sowietologa
Właściciela portalu liegnitz.pl-za całokształt pracy artystyczno-popularyzatorskiej.
.
.
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-06-20 12:42 przez Kosa25.