Przedwojennej Legnicy już nie ma. Tu odbudowujemy ją wirtualnie. Chodzimy jej ulicami, poznajemy ludzi, ich codzienność, pracę i pasje. Bez polityki, bez uprzedzeń. Z miłości do miasta.

 
   
 
   


Szukaj w serwisie
Sprawdź nazwę ulicy
 
 


Fundacja Historyczna Liegnitz.pl

o Fundacji

Kategorie

Historia miasta
Katalog firm
Miejsca
Legniczanie
Galeria
Źródła

Nasz serwis

geneza regulamin pliki cookie (nowe zasady) mapa serwisu kontakt
« strona główna

Aktualności na forum

18.11.2022, Kefir:
Re: Sztuka cmentarna
Całą serię zdjęć legnickiego cmentarza wykonaną przez Krafta znajdziemy pod...

17.11.2022, Kefir:
Re: Sztuka cmentarna
Henry Kraft to mało znana nam postać naszego miasta. Człowiek wykształcony...

18.10.2022, Kefir:
Re: Sztuka cmentarna
Przykładowy grób na cmentarzu leśnym .Nasadzenia komunalne. Główny ogrodnik...

Zaloguj się do forum:

login:
hasło:

lub załóż konto


Nasi przyjaciele

 

Festyn Margaretek (Margareten-Fest) 27-28.05.1911

Relacja dziennika Liegnitzer Tageblatt z przebiegu Dnia Margaretek

O legnickim Margaretentag (Dzień Margaretek)
Legnica, 26 maja 1911

Tak szczytny cel przyświecający nadchodzącemu Dniu Kwiatów również w Legnicy znajdzie wsparcie, a to za sprawą uroczystych imprez. Oprócz oficjalnego przedstawienia w nowym Teatrze Letnim, który zaoferował nam dyrektor Röbbeling, i o którym już donosiliśmy, w sobotę po południu od 4 do 6 godziny pan nadkapelmistrz Mehring wraz z orkiestrą regimentu poprowadzi koncert w Domu Strzeleckim, którego dochód zostanie przeznaczony jako wkład do Dnia Margaretek. Co zostało wyraźnie podkreślone, orkiestra regimentu zaoferowała się dobrowolnie do zagrania tegoż koncertu, prosząc swoje dowództwo o udzielenie na powyższe pozwolenia, co też dowództwo nie omieszkało zrobić. A tymczasem nasze miasto coraz bardziej staje pod znakiem  kwiatu miłosierdzia. Zwłaszcza sklepy służą dobrym przykładem bogato dekorując swoje wystawy kwiatami margaretek. Wskazują na to jeszcze, albowiem stoimy w przededniu Dnia Margaretek, liczne margaretki - sztuczne i prawdziwe – wpięte w najróżniejsze butonierki. Mając również na uwadze cel charytatywny, czysty zysk z festynu w ogrodzie chce pan Erdner przekazać w niedzielę wieczorem do dyspozycji Komitetu. Natomiast w niedzielę przedpołudniem od 11 do 12 kapelmistrz Nentz, służąc dobrej sprawie, za darmo zagra koncert na wolnym powietrzu na Gustav-Adolf Platz (Plac Targowy). W obliczu tak miłosiernego celu również pan nauczyciel muzyki Erber z Körnerschen Musikinstitut uprzejmie zaoferował przygotowanie koncertu chóru dziecięcego. Oby tylko wspaniała pogoda ukoronowała sukcesem wszystkie te przedsięwzięcia.


Dzień Margaretek w Legnicy
Legnica, 29 maja 1911

Wpierw na imprezy Legnickiego Dnia Margaretek niebo spoglądało a to raz ze uśmiechem, a to z płaczem: duszna atmosfera burzowa tudzież mocne ulewy przewijające się przez sobotni dzień nie pozwoliły, aby popołudniowe i wieczorne rozrywki na wolnym powietrzu mogły się tak rozwinąć, jakbyśmy sobie tego życzyli. Wszystkie damy oddane dobrej sprawie, ślicznie odziane w barwne letnie suknie, rzetelnie wykonywały swoją pracę sprzedając masy jakże czystych i niewinnych kwiatów margaretek, a także oficjalną kartę pocztową, która ze zrozumiałych względów nie zaznała przychylnej krytyki, stojąc w parze z mizernym plakatem naznaczonym nowoczesną ekstrawagancją.  Z kwiatem miłości w zanurzonej w koszyczku dłoni oraz zwisającą z ramienia skarbonką z widniejącymi na niej barwami Legnicy, każda z pań pokazała się ze swojej jak najprzyjemniejszej strony, i zaiste fakt, już przez statystyki potwierdzony, że po każdym Dniu Kwiatów mnożą się zaręczyny, da się również zaobserwować w naszym mieście. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że niektórzy młodzieńcy już w samym Dniu Margaretek obrywali płatki kwiatu otrzymanego z tak pięknej dłoni w nadziei usłyszenia wyroczni miłości: „Kocha, nie kocha, kocha”. Jednak wyrocznia nieustannie udzielała tej samej odpowiedzi, albowiem, jak nam jeden pan wścibski objaśnił, wszystkie wyprodukowano w tej samej fabryce. Ależ proszę Państwa, to przecież nic nie szkodzi! Nikt, kto tylko trochę wyglądem przypominał kogoś z groszem przy duszy, nie mógł uciec od wabiącego głosu: „Proszę, proszę kupić kwiatek”. A kiedy już naiwnie uwierzył, że udało mu się zbiec, bo właśnie wskoczył do tramwaju, jedna z przemiłych dam już tam siedziała, gdyż owe panie w tym dniu mogły jeździć za darmo, a stąd to już nie można było nawet zamarzyć o daniu drapaka. Proszę jednak nie myśleć, że zakup jednego kwiatu uchronił przed dalszym werbowaniem; o nie, w nagrodę słyszało się: „A może podoba się Panu ten wianek z margaretek?”. Niektórzy panowie mieli na piersi już całe bukieciki, albo też nosili wianek na kapeluszu, niczym kwiatową koronę, z godnością pozwalając świecić tej aureoli z dziesięciofenigówek. Tak bogato przyozdobieni jak niektórzy młodzieńcy to nie byli nawet egzotyczni królowie z bajek. Na piersiach niektórych panów każde wolne miejsce obsiane było kwiatami, a każda dziurka od guzika zamieniała się w margaretkę. Święta wojna wybuchała wszędzie, napady na oczach ludzi na Bogu ducha winnych przechodniów mnożyły się w przerażającym tempie. Rabunki w biały dzień, ale co ciekawe ofiary znajdowały w tym upodobanie. Całe hordy młodych dziewcząt wstąpiły na wojenną ścieżkę przeciwko portfelom ich miłosiernych bliźnich, a dziewcząt żądza ograbiania zaiste była nie spożyta.

W sobotę po południu główne życie skupiło się na Rynku. Natomiast na ulicach widziano więcej sprzedawczyń niż nabywców. A zatem wynik z pierwszych godzin festynu w niektórych skarbonkach  może i nie był znowu tak wielki. Bogatsze żniwo, zwłaszcza w tym czasie, mógł za to zgarnąć książęcy legnicki „pieśniarz nadworny”. Był to Pan Foglar, który w sklepach i na podwórzach śpiewał swoje pieśni, a metalowe podziękowania za artystyczne dary zbierała mu mała chłopczyna. Tutaj w rzeczy samej pokazało się, że dobry pomysł złota wart. Ale nawet Pan Foglar musiał się poskarżyć na konkurencję. On śpiewał w kostiumie Wilhelma Tella przy dźwiękach lutni, ale mieszkaniec piwnicy ratuszowej pan Knabenschuh „dmuchał” w katarynkę. Na promenadzie zauważono w końcu niedźwiedzia, który nie był przywiązany, i pomrukiem nawoływał przechodniów do „co łaska” darowizn.

Koncert w parku Domu Strzeleckiego
W sobotnie popołudnie orkiestra regimentu, w pełnym umundurowaniu,  pod batutą Mehringa zagrała ze znaną nam już wyśmienitością bardzo bogaty program przygotowany specjalnie z myślą o Dnia Kwiatów, na który niestety przybyła tylko umiarkowana liczba gości. Na pewno winę ponosi za to deszcz spadłszy na krótko przed rozpoczęciem koncertu, który to również podczas grania pojawiał się jako coś na modłę „spryskiwaczy”, aby o 6 godzinie już tylko przybrać na sile. Naturalnie, że w takich warunkach również sukces młodziutkich i uprzejmych kwiaciarek zdał się tylko umiarkowany; nawet jeśli przybyła na koncert publiczność kupowała margaretki i karty pocztowe na tyle, na ile mogła,  liczba widzów była po prostu zbyt mała. Również na promenadach w pobliżu Domu Strzeleckiego, które młode damy przemierzały gorliwie wypełniając swoje zadanie, napotykało się mało spacerowiczów. Takoż na Błoniach rezultat był raczej mało zadowalający. W przeciwieństwie do tego uroczysta premiera w Nowym Teatrze Letnim cieszyła się wyjątkowo dużą publicznością. Tylko kilka drugich miejsc pozostało wolnych. Tutaj podczas koncertu jak i pauz w trakcie przedstawienia młode damy miały wiele sposobności, aby sprzedać swój towar w imię sprawy charytatywnej. Ani jeden gość, czy to pan czy pani, przybyły do Teatru nie pozostał bez przybrania. Po drugim akcie, na koniec sceny „Piepenbrink”, kwiaciarki parami przeszły pochodem przy dźwiękach muzyki marszowej przez scenę, a następnie przez wejście główne kierując się ku holu; jednak zaplanowany przemarsz na zewnątrz musiał zostać zarzucony, jako że znowu zaczęło padać, a do tego akurat w tym momencie wyjątkowo mocno.
Premiera komedii Gustawa Freytaga „Die Journalisten” /Dziennikarze/, która nawet dzisiaj nie wydaje się przestarzała, jakkolwiek niektóre stosunki w niej przedstawione trochę się w naszych czasach zmieniły, w grze poszczególnych aktorów oraz w ich współdziałaniu była godna uznania, za co  została hucznie nagrodzona  brawami. Pan Pappe wiernie oddał radosną naturę jak i prędki humor, uczciwość oraz głębokie uczucia skrywane pod maską drwin, w które to pisarz wyposażył „Konrada Bolza”. Natomiast pan Röbbeling w roli „pułkownika von Berga” zarysował postać niezłomnego i dostojnego starego wojaka, który  po prawdzie nie jest zupełnie wolny od ludzkich słabości, niemniej jednak wie, jak je pokonać w chwili, gdy udaje mu się osiągnąć jasny wgląd i spokojną ocenę sytuacji. „Pułkownik von Berg” zaznaczył tutejszy „Dzień Kwiatów” w taki sposób, że zamiast zakładać uprawę georginii, jak stoi w pierwszej scenie oryginału Freytaga, zakłada uprawę margaretek. Panna Hartmann jako  „Adelheid Runeck” osiągnęła  sukces  dzięki swojej wyraźnej i ekspresyjnej mowie, a także dzięki silnemu i zdecydowanemu zarysowaniu postaci tej  młodej i  świadomej celu delikatnej damy w jej poczynaniach zarówno w miłości jak i w przyjaźni. Z kolei Pan Brückel w roli „Schmocka” wolał podkreślić, i to bardzo słusznie,  współczucie i  sympatię jako poruszające strony tej postaci, a śmieszność jego charakteru  dał odczuć tylko w stopniu bardzo umiarkowanym. Niestety nie można tego samego powiedzieć o panu Kupferschmidtcie, który „Vellmausa” przedstawił jako wyjątkowo komiczną postać – zwłaszcza w scenie z „Adelheidą Runeck” – miast wysunąć na pierwszy plan jego nieśmiałość. Fantastyczna gra pana Braske w roli „Piepenbrinka” znana jest już z wcześniejszych przedstawień. Jeżeli chodzi o pozostałych aktorów, to należy jeszcze  wspomnieć oraz pochwalić zwłaszcza pana Schura w roli „Korba”. Przedstawienie dobiegło końca dopiero po godzinie 11.

W niedzielę
w godzinach, kiedy mieszkańcy zdążali do kościoła, uwaga sprzedawczyń kwiatów kierowała się głównie w kierunku osób udających się na mszę, prosząc o łaskawe datki. Jako że napotykały tylko na otwarte serca, mały deficyt z wcześniejszego przedpołudnia mógł szybko zostać uzupełniony. Ale też pogoda była wyjątkowa przychylna, choć już stracono nadzieję po tym, jak jeszcze wczoraj wieczorem padało. Słońce zalewało swoim blaskiem wszystkie uroczystości. Zwłaszcza niedzielny ranek pokazał się ze swojej najpiękniejszej strony w następstwie czego rozwinęło się bardzo ożywione uliczne życie.
Szczególnie bogato udekorowane flagami były domy na tych ulicach, przez które miała przejść parada powozów. Ożywiony ruch panował już od wczesnego poranka, do czego na pewno przyczyniła się też wolna od pracy niedziela, gdyż można było ujrzeć licznych gości przybyłych ze wsi, cieszących się pięknymi wystawami sklepów, z których to należało by wymienić dom handlowy Concordia ze ślicznymi lalkami, w dalszej części firmy J. Silbermann, Schuwarenhaus, L. Wolff Söhne oraz A. von Marcks. To przechadzanie się przybyłej publiczności nadało ruchowi ulicznemu swoisty powab, który trwał do wieczora, ukazując miejski obraz Legnicy znowu z innej strony. Samo przez się zrozumiałe jest,  że przy sprzedaży kwiatów oraz podczas ożywionego ruchu również nie brakowało komicznych momentów. 20 młodzieńców zainscenizowało prawdziwie studencki psikus maszerując po południu gęsiego ulicą Frauenstraße (ul.Najświętszej Marii Panny) z uniesionym na przedzie szyldem obwieszczającym „Ofiary akcji charytatywnej”. Sądząc po wielu kwiatach przypiętych do odzienia, mógł jeden czy drugi z braci żartownisiów w rzeczy samej zostać „obrabowany”. Po wielokrotnym okrążeniu „Gabeljürgen” /”Jurek z widłami” – fontanna Neptuna na Rynku/, wesoły tłum ruszył w dalszą drogę.

Na dworcu
Na dworcu damy już od soboty przedpołudniem były bardzo zajęte przy wszystkich przyjeżdżających  i odjeżdżających pociągach: jak można było zaobserwować, sprzedano wiele margaretek. Również w niedzielę panie oraz jeden pan, który przebrał się za sprzedawcę kwiatów, byli obecni i pracowali aż do przyjazdu nocnych pociągów. W niedzielę rozwinął się ożywiony ruch, jako że na Festyn Margaretek pociągami przybyło wielu gości z okolic, a z drugiej strony wielu Legniczan urządziło sobie wycieczki w pobliskie okolice. Jednak liczba tych ostatnich była znacznie mniejsza niż podczas innych niedziel, co można było wyraźnie dostrzec oglądając przyjeżdżające pociągi, zwłaszcza wieczorem.

Parada zaprzęgów
Wydarzenie to swój cel wywabienia ludzi z domów osiągnęło wybornie. Ogromne tłumy ludzi uszykowanych w zwartym murze wyczekiwały przejazdu, a wystarczyło, że tylko co poniektóre  powozy zaczęły wjeżdżać na plac zbiorczy, owa radosna ekscytacja jeszcze się wzmagała. Ta partycypacja widzów, jak również udział samych właścicieli zaprzęgów w tak niestety bardzo rzadko odbywającym się w Legnicy sportowym wydarzeniu dowodzi jakim umiłowaniem cieszy się parada zaprzęgów. Wszyscy byli zdumieni przybyciem tak wielu wehikułów, albowiem nasz miejski obraz nie może niestety poszczycić się dużą ilością szykownych bryczek.
Paradę otworzyły dwie ekstra-poczty w pełnej gali zaprzężone w cztery konie z woźnicą. Damy Naddyrekcji Poczty Cesarskiej zajęły miejsca w tym gustownie przybranym w kwiaty powozie z ogromnym baldachimem. Teraz już rzadko słyszany sygnał „rogu pocztowego” dawał znak jakie trzymać tempo oraz porządek marszowy pochodu, który przejechał już znanymi z parad ulicami.
Za ekstra-pocztą podążały liczne, wspaniale udekorowane prywatne zaprzęgi, pośród których dostrzegliśmy ekwipaż pana Prezydenta Okręgu, wielu ziemian oraz miejscowych właścicieli zaprzęgów. Drugą część parady, prawie połowa wszystkich zaprzęgów,  tworzyli członkowie właśnie niedawno utworzonego „Klubu Jeździeckiego”. Owe zaprzęgi, oznaczone biało-czerwonymi proporczykami, były w większości powożone przez samych panów z klubu, a wyróżniały się zwłaszcza tym, że ich zaprzęgi  były inne  niż zwyczajowych wehikułów.
Instytut jeździecki wystawił dobrze powożony zaprzęg czterokonny z czterema młodymi węgierskimi kasztanami i kokieteryjny tandem siwków, podczas gdy eleganckie dwukołowe bryczki i udekorowane powozy jednokonne powożone były przez oficerów i członków klubu. Następnie na dyliżansie pocztowym zaprzężonym w pięć potężnych karych koni zajęli miejsca jeszcze niektórzy członkowie klubu, natomiast na sam koniec pojawił się zaprzęg, który nawet przy tego rodzaju sportowych paradach wielkomiejskich concours hippiques rzadko jest pokazywany. Był to random, trzy wspaniałe kare konie zaprzężone jeden obok drugiego w wyróżniającej się gustownej uprzęży w kolorach kwiatu margaretki – białe i złote – dla których jednak tempo długiego pochodu było trochę zbyt wolne, co jednak przy takiej ilości zaprzęgów w długim szeregu bywa nie do uniknięcia. Do parady dołączyła grupka młodych rowerzystów z kołami rowerów przyozdobionymi margaretkami oraz dwa samochody równie efektownie udekorowane.
Miejmy nadzieję, że kwiaciarki zrobiły dobry użytek z tak licznie przybyłej i gęsto obok siebie ustawionej publiczności. Jako że ulice wręcz kipiały od radośnie poruszonych przechodniów, przy dźwiękach orkiestry regimentu podczas pochodu kwiatów na Dovestraße (ul. Tadeusza Kościuszki) utworzył się niebezpieczny natłok.
Przy tego rodzaju imprezach wąskie trotuary nie oferują niestety dosyć miejsca dla ciekawskich tłumów, i można by sobie życzyć, aby ta często wspominana „Zukunfts Prachtstraße” /wspaniała ulica przyszłości/ Witschenstraße została wyposażona w promenady i miejsca zieleni, co przy późniejszej budowie willi dałoby początek szerokim alejom. Miejmy nadzieję, że oprócz sprzedaży kwiatów, tak wielce udana impreza będzie także bodźcem, aby powtórnie zorganizować jakże mile widzianą paradę powozów, albowiem sport zaprzęgowy ponownie rozkwita, gdzie tylko okiem sięgnąć. 
Podczas parady rozgorzało czarujące starcie kwiatów ujawniające obraz sportu we wspaniałych barwach. Jeżeli można by sobie czegoś życzyć, to tylko, aby przejazd był dłuższy. W pochodzie partycypowali jeszcze, między innymi, z jednym zaprzęgiem panowie kapitan von Hake, kapitan oraz oficer okręgowy Worzewski, podporucznik Seiffert z Akademii Rycerskiej, firmy Emil Peikert, Pohley, Grolich, Herman Basch, Pferdehandlung Wein, właściciel dóbr rycerskich Günther z Groß-Jänowitz (Janowice Wielkie) itd. W sumie w paradzie udział wzięło 19 powozów i 2 samochody, jak i wielka liczba wybornie udekorowanych rowerów, na których w większości jechały dzieci.

Muzyka na wolnym powietrzu
Pan kapelmistrz Nentz koncertował na Gustav-Adolf Platz i tam wyjątkowo liczna publiczność przysłuchiwała się dźwiękom muzyki. Na Dovestraße po objechaniu Bilseplatz (Skwer Orląt Lwowskich)  i wielokrotnej jeździe z powrotem parada się zakończyła. Podczas jazdy powrotnej koncertowała orkiestra regimentu pod dyrekcją nadkapelmistrza pana Mehringa na Schubertstraße (ul.Wojska Polskiego). Tutaj również publiczność licząca tysiące widzów uszykowana wokół Bilseplatz, opuściła go dopiero po zakończeniu koncertu.

Chór dziecięcy przed pomnikiem Cesarza Wilhelma
Pan nauczyciel muzyki Erber z Körnerschen Musik-Institut za przyzwoleniem odpowiednich rektorów i nauczycieli z wyższych klas szkół Hedwig, Ritter i Carthausschule, celem utworzenia chóru dziecięcego dla sprawy charytatywnej, wybrał po pięciu najlepszych śpiewaków i śpiewaczek z każdej szkoły i z nimi ćwiczył chorał, różne patriotyczne tudzież ludowe pieśni. Wczoraj po południu, po godzinie 3 około 300 dzieci, chłopców i dziewczynek, wszyscy udekorowani margaretkami, udało się w pochodzie ku pomnikowi Cesarza Wilhelma, po czym przed nim ustawiło. Pan Erber dyrygował chórem. Wpierw jednym głosem zaśpiewano pierwszą strofę chorału „O daß ich tausend Zungen hätte" /Gdybym języków miał tysiące/, następnie odśpiewano na dwa głosy pieśni „Der Sonntag ist gekommen” /Nadeszła niedziela/, „Durch Feld und Buchenhallen” /Przez pola i dąbrowy/, „Ein Sträußchen am Hute” /Bukiecik kwiatów w kapeluszu/, a na koniec również na dwa głosy hymn narodowy. Dzieci śpiewały czysto i z bardzo żywym wyrazem. Młode i czyste głosy sprawiały wyborne wrażenie, tak że wyjątkowo licznie przybyła publiczność zgotowała ogromny aplauz na koniec przedstawienia. Zakończeniem Festynu Kwiatów był festyn w ogrodzie Domu Strzeleckiego który, tak samo jak cała niedziela stał pod znakiem bardzo przychylnej pogody, powodując tym samym, że można było przyjemnie spędzić czas pod gołym niebem aż do późna w nocy. Na całe szczęście tak wiele gości zjawiło się na festynie, że nie tylko zajęte były stoły w ogrodzie, kolumnadzie i podwyższeniu, ale również wszystkie stoły i krzesła ustawione we wszystkich wolnych miejscach. Jeszcze wiele pań i panów spacerowało zatem po promenadzie nie znalazłszy wolnego miejsca. Orkiestra regimentu zaprezentowała piękny i gustowny koncert w trzech częściach, który to został wielce doceniony przez przybyłą publiczność. Pan Erdner kazał uruchomić całe oświetlenie. Podczas ostatnich punktów programu przyłączyły się śliczne fajerwerki. Młode damy wpierw pilnie kontynuowały swoją sprzedaż kwiatów i kart pocztowych, jednak moc kupowania zdała się już zupełnie wyczerpać wśród Legniczan. Mało sprzedano i zaiste trzeba było niezwykłej sztuki perswazji ze strony młodych dam, aby jeszcze trochę charytatywnego towaru przypiąć „człowiekowi”. Jedna młoda dama po drugiej w końcu zaprzestały zbierania datków.
Po koncercie wszyscy udali się do sali, która naturalnie była przepełniona, a jednak mimo to udało się utworzyć malutki wolny placyk w środku, gdzie – nawet jeśli przy ogromnym ścisku – zwinnie i nieustannie tańczono. Jeszcze przez długi czas radosne zgromadzenie cieszyło się własnym towarzystwem.

Oficjalna karta pocztowa Festynu Margaretek ogólnie rozczarowała i nie rzadko miało miejsce przy jej oferowaniu, że klienci odmawiali, gdyż nie przypadła im do gustu. W istocie robi ona wrażenie sztywnej i nieprzyjemnej i ogólne mniemanie dominuje, iż tym samym kosztem można by z pewnością zrobić kartę, która o wiele trafniej oddałaby charakter Festynu. W niedzielę dosyć zjadliwie i w sposób lekko przesadny jej znaczenie objaśnił wobec licznych słuchaczy nabywca w ten sposób, że karta pierwotnie została zaprojektowana na rzecz zbiórki datków dla domu kalek. Nieszczęśliwemu dziecku wpada bukiet margaretek do wypełnionej klejem misy nieprzypadkowo wytwórstwa Geislinger Metalwarenfabrik. Dziecko wyciąga posklejaną masę i patrzy krytycznym wzrokiem na rozpadnięty kwiat z niemym pytaniem: „Da się to aby jeszcze sprzedać?”. Ale dosyć żartów! Po prawdzie można by jeszcze powiedzieć, że winę ponosi również nowoczesny trend, tak jak i plakat, który swoją żółtobrunatną barwą na białym tle tak mało jest widoczny i tak nieciekawy, iż można by go przykleić do ściany. Natomiast rysunek umieszczony na karcie, który swoim miniaturowym charakterem przypomina średniowieczny rękopis, może i nawet przypaść do gustu niektórym miłośnikom starożytności. Jednak dla większości efekt, jaki karta wywarła był bez żadnych wątpliwości nieudany. Tutaj prosiłoby się o coś bardziej przemyślanego i odpowiedniego dla większości zainteresowanych.

Wyniku finansowego nie da się jeszcze dokładnie ustalić. Waha się on w ocenach pomiędzy 10.000 i 18.000 marek. Najniższe z podanych wyliczeń opierają się na założeniu, że każda z przemiłych dam, około 500, przeciętny dochód uzyskała na poziomie 20 marek. Jakkolwiek niektóre z pań rozwinęły tyle wigoru, a może i też miały trochę szczęścia, że ich utarg mógł nawet sięgnąć 50 marek. Do tego dochodzą jeszcze dochody z biżuterii sklepowej, biletów wejściowych, specjalnych budek jarmarcznych, z których te należące do pana Foglara miały 7 albo 8 skarbonek, każda „napełniona do pełna” dziesięciofenigówkami. Miejmy nadzieję, że finansowy wynik będzie odpowiadał powszechnym wysiłkom, a zwłaszcza wysiłkom pań kwiaciarek, którym należą się serdeczne podziękowania. Przeliczenie zebranych monet niklowych, pośród których znalazły się też złote monety, nastąpi w domu bankowym Selle & Mattheus.

Jak właśnie dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili, czysty dochód powinien przekroczyć kwotę 10.000 marek.

Oficjalna karta pocztowa z Festynu Margaretek, który miał miejsce w dniach27-28 maja 1911 r. Ze zbioru Z.Grosickiego
Oficjalna karta pocztowa z Festynu Margaretek, który miał miejsce w dniach 27-28 maja 1911 r. Ze zbioru K.Makowca
« poprzedni następny »
 
   
   
   

 

   
  decor handcrafted by egocentryk.org  
   


    Serwis:     « strona główna    geneza     regulamin     pliki cookie (nowe zasady)     mapa serwisu     kontakt         |      Fundacja:     « strona główna    o Fundacji         |     flag DE

© Fundacja Historyczna Liegnitz.pl, 2011-2014. Wszelkie prawa autorskie zarówno do serwisu, jak i prezentowanych materiałów są zastrzeżone.