Katastrofa kolejowa – 2 kwietnia 1905 r.
Relacja dziennika Liegnitzer Tageblatt z 4 kwietnia 1905 r.
Tragiczny wypadek w okolicach dworca Liegnitz
IV Niedziela Wielkiego Postu, która wzywa nas, by się weselić, na co jakże chętnie się godzimy, tym razem stała się przerażającym dniem dla naszego miasta z powodu okropnego zdarzenia. Był nim bowiem bardzo ciężki i nieszczęśliwy wypadek na kolei w godzinach porannych, a którego miejscem był nasz państwowy dworzec. Ów nieszczęście sprawiło, że w sercach wszystkich mieszkańców zagościło ogromne współczucie oraz bolesne kondolencje dla nieszczęśliwych ofiar katastrofy. Zaraz po tym, gdy doszły pierwsze słuchy o nieszczęściu, ruszyły transporty rannych przez miasto do szpitala, a za nimi na dworzec przybyli ci wszyscy, których zwołano, by nieśli pomoc i ratunek: lekarze, kolumna sanitarna Czerwonego Krzyża, Straż Pożarna, wojsko itd. Grono zostało poszerzone jeszcze o duży napływ pełnych współczucia ludzi żądających bliższych informacji, udających się na dworzec, a następnie ich powrót do miasta i towarzyszące im obrazy katastrofy, które przekazywano z ust do ust, i które wkrótce obiegły całe miasto, malując ten jakże nieszczęśliwy wypadek w jak najczarniejszych barwach. Wczorajsza niedziela była zatem dla nas pełna napięcia, głębokiego smutku i współczucia. Informacje, które do nas dotarły oraz relacje z tego nieszczęśliwego wypadku kolejowego przedstawiamy poniżej:
Wypadek kolejowy, którego wielkość i zasięg, zarówno pod względem rannych osób jak i szkód materialnych, na szczęście rzadko ma miejsce, a w naszym mieście nigdy się jeszcze nie wydarzył, nastąpił wczoraj krótko po godzinie 5 na tutejszym dworcu państwowym pomiędzy parowozownią a wieżą zwrotnicową. Dwie lokomotywy wjechały w bok właśnie wjeżdżającego mieszanego pociągu nadchodzącego z Breslau (Wrocławia), którego trzy wagony wypełnione były galicyjskimi robotnikami, dwa z paliwem kotłowym i jeden wagon z beczkami spirytusu, w taki sposób, że jeden z osobowych wagonów został wyrzucony uderzając w nastawnię zwrotnicową, na który to z kolei kolejne wagony powpadały, tak że powstała budowa ze szczątków wysokości samej wieży zwrotnicowej. Galicjanie znajdujący się w tym wagonie musieli wybić okna, aby móc się wydostać na zewnątrz. Na całe nieszczęście zapalił się gaz wydostający się z pojemników z gazem, ogarniając płomieniem powywracane jeden na drugim wagony i nastawnię, przez co wiele wagonów zostało całkowicie zniszczonych; również nastawnia zwrotnicowa cała się spaliła, tak że trzeba będzie wykonać zupełnie nowe urządzenie blokujące. Na szczęście z wagonu udało się wydostać beczki ze spirytusem, chociaż niektóre z nich już zajęły się ogniem. Ponadto udało się zapobiec wybuchowi paliwa kotłowego, chociaż w tym celu trzeba było dopuścić do wycieku całego paliwa. Po bardzo ciężkiej pracy natychmiast wezwanej straży pożarnej około godziny 8 ogień został opanowany. Również wezwane do wypadku ochotnicze drużyny pomocy Czerwonego Krzyża pomagały lekarzom zajętym opatrywaniem rannych. W wypadku śmierć ponieśli konduktor Handke z Breslau (mąż i ojciec piątki dzieci) oraz jedno dziecko; szesnastoletnia dziewczynka pozostawała zaginiona do 6 wieczorem, najprawdopodobniej jej zwłoki leżały pod stosem wykolejonych wagonów; do tej pory nie udało się wydobyć zwłok konduktora. Około dziesięciu osób jest ciężko rannych, pośród których znaleźli się także palacz i kierownik pociągu Schöbel (jest on wdowcem i ojcem siedmiorga dzieci). Duża liczba ludzi odniosła lżejsze obrażenia. Jedna kobieta (matka zaginionej dziewczynki), której nogi znalazły się w potrzasku przygniecione przez żelazne elementy, musiała w tej pozycji wytrzymać aż siedem godzin, dopóki nie udało się jej uwolnić. Natomiast wielu galicyjskim robotnikom spłonęły rzeczy, które mieli przy sobie (wielu z nim również gotówka). Jeden wagon z meblami należącymi do Bahnmeistra przeniesionego do Lüben (Lubina) spłonął całkowicie. Aby usunąć szczątki wagonów natychmiast wezwano pociągi ratunkowe z Breslau, Kohlfurt (Węgliniec) itd. z niezbędnymi posiłkami, które w krótkim czasie przybyły na miejsce wypadku. Ruch pociągów towarowych musiał zostać przerwany całkowicie, podczas gdy pociągi osobowe, po dwugodzinnej przerwie, mogły ponownie podjąć jazdę kierując się objazdem przez dworzec kolejowy fryburski. – Przez cały dzień napływały tysiące ludzi na miejsce wypadku, które jednak zostało całkowicie odgrodzone dzięki znaczącej obecności wojska i policji. Do wczoraj wieczór żywiono jeszcze nadzieję, że miejsce wypadku będzie ponownie zdatne do użytku, tak by umożliwić transport towarowy, jednak również w nocy przy świetle pochodni trzeba było kontynuować prace porządkowe. Oczekuje się, że straty materialne będą ogromne, bowiem spora liczba wagonów już zupełnie nie nadaje się do ponownego użycia, z kolei inne oraz lokomotywa, która spowodowała cały ten wypadek, a także tor zostały uszkodzone. Jeżeli chodzi o przyczynę wypadku, to podaje się, że maszynista Kähler, który w sobotę wieczorem ciągnął lokomotywą wagony do Kohlfurtu, a wczoraj rano z doczepionym pociągiem wracał do miasta, jechał tą lokomotywę, za którą jechała jeszcze jedna lokomotywa, po tym jak obie lokomotywy odłączono od pociągu, do parowozowni, przy czym jadąc nie zwrócił uwagi na sygnał nakazujący zatrzymanie. Chociaż w ostatnim momencie zauważył nadchodzący pociąg i natychmiast uruchomił przeciwparę, to jednak lokomotywa została uderzona przez drugą za nią podążającą lokomotywę i tak doszło do nieszczęścia. Kähler, który według świadków jest solidnym i trzeźwym człowiekiem, został już aresztowany.
Z innych kręgów zostały nam udzielone następujące informacje w tej sprawie: Wczoraj w sobotę kwadrans po piątej rano obu tutejszym strażom pożarnym polecono wyruszyć do Carthaus-Abbau w związku ze zgłoszeniem alarmu o wielkim pożarze. Już na Kaiser-Friedrich Brücke potężny dym dawał znać o wybuchu pożaru, jednak nie ujawniając, że powodem alarmu mógłby być wypadek kolejowy. Kiedy straż pożarna znajdowała się przy lokalu rozrywkowym przy wielkim Wintergarten dotarła do strażaków wiadomość, że lokomotywa najechała na bok mieszanego pociągu wiozącego trzy wagony polskich robotników, miażdżąc przy tym kilka innych wagonów. Przy tym tragicznym wypadku dodatkowym nieszczęściem było to, że wagony wiozące ludzi zajęły się ogniem. Straż pożarna usiłowała zapanować nad pożarem używając węży podłączonych bezpośrednio do wodociągu i porozstawianych pomp pożarniczych. Wykazując się wielką odwagą drużyny obu straży pożarnych dzielnie pracowały razem z personelem stacji kolejowej, której kierownictwo zarządziło sprowadzenie lokomotyw, które wyrzucały masy wody z kotłów w żar ognia. Zagrożenie było bardzo poważne, gdyż z tyłu za wagonami osobowymi znajdowały się wagony z paliwem i jeden wagon wypełniony beczkami spirytusu, z których już kilka uległo uszkodzeniu podczas zderzenia. W międzyczasie budynek mieszczący nastawnię również zajął się ogniem i został spalony wewnątrz. Około godziny 8 pożar w większości został ugaszony, za co nasze podziękowania należą się wielkiej wytrwałości drużyn strażackich, które wycierpiały się niezmiernie w gęstym dymie. W tym też czasie przybył pociąg ratunkowy, którego zadaniem było podnieść wagony i usunąć zmiażdżone części z torów, tak by odcinek kolejowy nadawał się ponownie do ruchu. W tym celu ściągnięto również wojsko. Większość straży pożarnej powróciła o godzinie 9 do zajezdni, podczas gdy część pracowała jeszcze do czwartej po południu. Również sanitariusze musieli wykonywać swoją służbę przy opatrywaniu i transporcie rannych.
Inspektorat zakładowy wydał następujące obwieszczenie w związku z wypadkiem:
Dzisiaj rano około godziny 5 lokomotywa wjechała na pociąg towarowy 6556 właśnie wjeżdżający na stację Liegnitz, ciągnący trzy wagony emigrantów. 1 konduktor zginął, 4 osoby zostały ciężko ranne, a 20 odniosło lżejsze obrażenia. Wykolejeniu uległy 2 lokomotywy, 3 wagony osobowe i 5 wagonów towarowych. Wszystkie wagony zostały mocno uszkodzone; pociąg pośpieszny nr 6 udający się do Berlina został opóźniony o 79 minut. Ruch osobowy został utrzymany dzięki ustanowieniu jednotorowego objazdu pomiędzy Spittelndorf (Szczedrzykowice) a Liegnitz. Przewiduje się, że zamknięte tory główne zostaną ponownie uruchomione do dzisiaj wieczór. Na skutek wycieku gazu świetlnego, który się zapalił, ogniem zajął się wagon transportujący spirytus, powodując pożar wykolejonych części pociągu i nastawni zwrotnicowej, która cała spłonęła.
Kobieta, która musiała leżeć około 7 godzin pod szczątkami wagonów nazywa się Michalina Nowoiski z Raduczyc, okręg Wieluń w Rosyjskiej Polsce; koło przewracającego się wagonu przygniotło jej obie nogi, a nad tym zgromadziła się cała góra odłamków i szczątek, które najpierw trzeba było usunąć. Nie było możliwe przeprowadzenie amputacji na miejscu, ponieważ nie można było dostać się do kobiety. Aby załagodzić cierpienia jęczącej z bólu, radca medyczny dr Jonas, który był tam pierwszy, podawał jej dla znieczulenia morfinę, jednak od czasu do czasu kobieta budziła się, od nowa wydając jęki pełne cierpienia. Wreszcie około godziny 1 po południu udało się kobietę wydostać i jeszcze przy życiu przewieźć do szpitala, gdzie po południu amputowano jej obie nogi; najpierw operację tę kobieta szczęśliwie przetrwała, jednak wieczorem około godziny 8 zmarła wskutek obrażeń. Kobieta chciała ze swoim mężem i 16 letnią córką udać się do Dominium Pischkau w okręgu Sortu (Żary). Jej córka także zginęła, natomiast mężowi udało się uniknąć nieszczęścia i nie odniósł on uszczerbku na ciele.
Oprócz urzędników tutejszej stacji (Reg-Rat Kieshöfer, zwierzchnik stacji Henschel, itd.) na miejsce wypadku przybył również Prezydent Kolei Herrmann, Tajny Radca Kirsten, Dyrektor Kolei Luniatschek z Królewskiej Dyrekcji Kolei Breslau. W dalszej kolejności miejsce wypadku pod lupę wzięli Nadburmistrz Oertel, Landrat Freiherr v. Salmuth u.A. W większym oddaleniu od miejsca wypadku ustawiła się licznie przybyła publiczność, stojąc z szacunkiem przy barierze, którą postawiło 60 członków miejscowego Regimentu. Po południu rozpoczęła się prawdziwa wędrówka ludów do Carthause. Nie był to dzień, w którym to Legniczanie mogli się radować, jak zwykli to czynić w IV Niedzielę Wielkiego Postu („weselcie się”).
Prace porządkowe w celu usunięcia szczątków i zgliszczy trwały nieprzerwanie całą noc i peron 1, 2 i 3 mogły zostać oddane do użytku już rano o godzinie 8.45, a peron 4 pięć minut po piątej. W ten sposób przywrócono cały ruch kolejowy. Dzisiaj przybył z Breslau syn zmarłego w wypadku konduktora Handke. Ranni urzędnicy pociągu, po założeniu im opatrunków już wczoraj w południe mogli zostać zawiezieni z powrotem do Breslau. Polscy pracownicy, którzy nie odnieśli żadnych bądź tylko lekkie obrażenia, udali się dzisiaj przed południem w dalszą podróż.
Po ostatnich oficjalnych ustaleniach lista osób, które zginęły w wypadku jest następująca:
1. Konduktor Handke z Breslau,
2. Pracownica Michalina Nowoiski z Rosyjskiej Polski,
3. Jej córka w wieku 16 lat Józefa Nowoiski również stamtąd.
5 osób zostało ciężko rannych a lekkie obrażenia doznało 25 osób. Maszynista Kähler, który miał być winny nieszczęściu, według naszych doniesień zaprzecza, jakoby była to jego wina, i twierdzi, że jak tylko ujrzał pociąg towarowy natychmiast zahamował i lokomotywa dałaby radę się zatrzymać na czas, gdyby nie druga lokomotywa za nią, której maszynista nie uruchomił hamulca, a przez to wepchnął pierwszą lokomotywę w pociąg. W tym świetle główną winę za cały wypadek ponosi maszynista drugiej lokomotywy. Ale sprawa podobno ma przedstawiać się zupełnie odwrotnie: maszynista drugiej maszyny miał zahamować, podczas gdy Kähler z całą mocą wjechał w pociąg towarowy. Śledztwo oczywiście zaraz z rana było kontynuowane. O 10 godzinie w obecności Kählera miała miejsce wizja lokalna przeprowadzona przez sędziego śledczego asesora sądowego Hoheisela; następnie Kähler został ponownie odprowadzony przez służby policyjne.
Straty materialne są oczywiście również bardzo duże. Nie mniej niż 16 wagonów zostało całkowicie lub częściowo zniszczonych.
Na szczególne uznanie zasługuje nasza kolumna sanitariuszy, która nie tylko bardzo szybko przybyła na miejsce wypadku i bardzo gorliwie zajęła się transportem rannych, ale także przyłożyła się bardzo do usuwania szczątek i zgliszcz po wypadku.
Tłumaczenie: Iwona Wilcox